Marta - 'pani tabelka' w pracy, na wakacjach lubi iść na żywioł, ale taki kontrolowany...
Ze swoimi chłopakami chętnie odkrywa świat. Bardziej niż żyć wspomnieniami lubi je generować.
Najchętniej pojechalibyśmy gdzieś za miasto: odwiedzili jakiś ciekawy camping lub rozbili namiot gdzieś w dziczy i cieszyli się dopiero co budzącą się do życia zielenią. Podobno chcieć to móc. Jednak nie tym razem. Szkoda. Ale mieliśmy plan B - inauguracja sezonu piknikowego. Dzień wcześniej przygotowaliśmy jedzenie - przekąski, ciasto i coś na obiad. Spakowaliśmy owoce, naczynia, koce i namiot. Rano napełniliśmy kawą nasze termosy i ... wio! W końcu to piknik...
Pojechaliśmy na Cytadelę - największy park w Poznaniu. Rozbiliśmy swoje obozowisko i nadszedł czas na relaks. Taaaa!... Rodzice dwulatków najlepiej wiedzą co znaczy 'relaks' z małym, ruchliwym dzieckiem. W sumie spędziliśmy w parku jakieś sześć godzin, a Jaśko usiedział z tego może jakieś 30 minut. A to była wiewiórka, a to namiot do spenetrowania, a to dzieci na placu zabaw, a to piłka, a to jakiś pies właśnie przebiegł i koniecznie trzeba było za nim polecieć... Uff! Dużo tego. Relaks w naszym wykonaniu jest na razie raczej aktywny- biegający niż pasywny- siedzący. Ale i tak było super!
Potem przyszli znajomi z dziećmi i miło spędziliśmy czas. Może nie tyle w stylu 'wino, kobiety i śpiew', a raczej 'kawa, dzieci i bieganie'. Kreatywne dzieciaki odwaliły niezłą scenę, tzn. ze ścian plażowej osłony zrobiły scenę teatru cieni. Piknik z dawką kultury, czemu nie?
Z atrakcji mieliśmy jeszcze slackline, czyli chodzenie i wykonywanie trików na taśmie rozwieszonej pomiędzy dwoma drzewami. W naszym przypadku jest to na razie zdecydowanie bardziej chodzenie niż wykonywanie trików. A może nawet nie tyle chodzenie, co nieustanne próby utrzymania się nad ziemią. Ale nie poddajemy się... A wy? Próbowaliście?
No i tak minął nam dzień. Szybko i intensywnie, ale było pięknie i wesoło. Akcja-regeneracja, czyli namiastka campingu w centrum miasta.