Marta - 'pani tabelka' w pracy, na wakacjach lubi iść na żywioł, ale taki kontrolowany...
Ze swoimi chłopakami chętnie odkrywa świat. Bardziej niż żyć wspomnieniami lubi je generować.
Na campingu można gotować smacznie, zdrowo i kolorowo. I to wszystko niewielkim nakładem pracy, czasu i pieniędzy. Campingowe jedzenie jest ze swojej natury proste. Można je przygotować w jednym bądź maksymalnie dwóch garnkach/patelniach.
Tym, co lubią gotować, a nie mają na co dzień zbyt dużo czasu (czyt. Łukasz), camping oferuje nowe możliwości realizowania swojej pasji. Ci, którzy utożsamiają gotowanie bardziej z koniecznością niż przyjemnością (czyt. ja), mogą raptem stwierdzić, że owa konieczność może być całkiem przyjemna. Świeże powietrze, brak zawodowych obowiązków, niecodzienne otoczenie sprawia, że sama czynność gotowania nabiera innego charakteru. Samodzielne gotowanie daje fun, relaks i możliwość (nawet jeśli przypadkową) wzbicia się na osobisty kulinarny Mount Everest. Pozwala także na gotowanie eko, vege bądź jakkolwiek lubicie...
Zasady są proste: nie bójcie się eksperymentować. Próbujcie nowych smaków i połączeń. Improwizujcie.
Co ważne, korzystajcie z dobrodziejstw miejsca, w którym aktualnie jesteście. Z targu przynieście soczyste warzywa i owoce, od lokalnego rzeźnika kupcie ładne mięso, a jeśli jesteście w jakimś bardziej egzotycznym miejscu skuście się na świeże krewetki, ryby bądź inne cuda.
My na campingu nie bawimy się w aptekarzy. Nie odmierzamy co do mililitra czy grama. Naszą miarką jest oko, garść, zdrowy rozsądek i smak. Jak nie ma jakiegoś marginalnego składnika to nie robimy z tego tragedii, szukamy zamiennika bądź gotujemy dalej bez niego.
Podróżowanie to nie tylko zwiedzanie miejsc, to także poznawanie nowych smaków. Samodzielne gotowanie nie oznacza, że non stop trzeba siedzieć przy garach. Do knajp też chodzimy i to z przyjemnością. Natomiast zachowanie równowagi między posiłkami podanymi pod nos, a tymi zrobionymi samemu daje szerszy obraz kulinarnej rzeczywistości regionu, w którym jesteśmy, oraz dba o nasz wakacyjny budżet. A poza tym dla nas gotowanie to ważny element campingowego relaksu. Nie pozbawimy się tej przyjmności.
Zapraszamy Was zatem do odkrywania kulinarnego świata, ale nie oglądając telewizję, tylko na żywo, po swojemu, z szaleństwem improwizacji i fantazją. W najlepszym przypadku będzie niebo w gębie, w najgorszym – pójdziecie na pizzę :).
Oto nasz pierwszy przepis/inspiracja - Makaron z szynką i suszonymi pomidorami
Składniki (na około 2 porcje)
- około pół paczki pełnoziarnistego makaronu penne
- oliwa (polecam tą ze słoika z suszonymi pomidorami!). Ile? Tak na oko.
- 2 małe dymki
- 6 ząbków czosnku
- kilka plastrów szynki (najlepiej dębowej, podwędzanej, takiej aromatycznej. Jako, że obiad był przeznaczony też dla 2-letniego dziecka tym razem użyłem delikatnej wędliny drobiowej)
- suszone pomidory w oliwie
- kilka zielonych oliwek (tu daliśmy 10 sztuk)
- zielenina/świeże zioła wg uznania (w tym przypadku to był szczypior i estragon, tymianek pasowałby lepiej)
- sól i pieprz do smaku
Opcjonalnie:
- cukinia
- świeże pomidorki koktajlowe do dekoracji
- pokruszony biały ser np. feta, kozi lub owczy
A teraz do dzieła:
- Ugotować makaron. Ważne, aby go nie rozgotować. Najlepiej, aby był al dente.
- Pokroić drobno cebulę i czosnek. Podobnie szynkę, oliwki i pomidory (+ew. cukinię).
- Na patelni szklimy cebulę, dodajemy czosnek. Po chwili dodajemy szynkę, oliwki i pomidory. Dolewany trochę oliwy ze słoika z pomidorami. (Nie za dużo, żeby danie nie było za tłuste).
- Dodajemy ugotowany makaron. (Jak danie jest za suche, można dodać kapkę wody po gotowaniu makaronu)
- Przyprawiamy, dodajemy zielenię. Mieszamy.
- Patelnię przykryć, zmniejszyć lub nawet wyłączyć ogień. Dać daniu trochę ‘odpocząć’.
- Przełożyć na talerze i udekorować pokruszonym serem, ziołami, pomidorkami.