Marta - 'pani tabelka' w pracy, na wakacjach lubi iść na żywioł, ale taki kontrolowany...
Ze swoimi chłopakami chętnie odkrywa świat. Bardziej niż żyć wspomnieniami lubi je generować.
Polskie wybrzeże w sezonie przeżywa oblężenie. Plażing, smażing i parawaning... Ale są też miejsca trochę bardziej ustronne, takie gdzie na wschód słońca plażę masz na wyłączność. Tylko ty, gładka tafla wody, piękne, palące słońce i piasek jeszcze chłodny po nocce. I to wszystko w sezonie wakacyjnym, w sierpniu, w słoneczną pogodę.
Znacie to miejsce? Sobieszewo, a tak naprawdę to Wyspa Sobieszewska. Administracyjnie część Gdańska, w praktyce - na uboczu, daleko od trójmiejskich tłumów. Wbrew pozorom nudzić się tutaj nie można. Jest Ptasi Raj - rezerwat o atrakcyjnych walorach przyrodniczych. Jest przepiękna leśna ścieżka rowerowa w pasie nadmorskim. No i jest ujście Wisły. A tym, co chcą sobie zrobić zdjęcie z Neptunem, droga do gdańskiej starówki zajmie jakieś 30 minut.
Sobieszewskie plaże kochamy całym sercem. Są piękne. Byliśmy tam nie raz, nie dwa... W sumie to braliśmy tam ślub, tam 3-miesięczny Jaśko po raz pierwszy zobaczył morze (pewnie nic nie zobaczył, ale my mu je w każdym razie pokazaliśmy), tam jeździmy regularnie, żeby odetchnąć naprawdę świeżym powietrzem i naładować akumulatory. Kolejne miejsce, które darzymy sentymentem...
Ale chyba o to właśnie chodzi, aby mieć te 'swoje' miejsca na Ziemi, aby się z nimi utożsamiać, aby przywoływały wspomnienia i dawały siłę...
Siłę zbieraliśmy tym razem na campingu nr 69. Jego niebywałym plusem jest położenie. 5 minut spaceru i jesteś na plaży, na pięknej plaży. I tak jak uwielbiamy spać, tak to jest jedno z niewielu miejsc, gdzie jesteśmy w stanie wstać o nieludzko wczesnej porze, po to, aby zobaczyć jak pierwsze promienie słońca oświetlają wody Bałtyku. Widzieliście? Przyznajcie rację, że warto.
Camping jest duży, zalesiony. Jest miejsce na kampery, przyczepy i namioty. Są też domki do wynajęcia, dla tych co wolą przyjechać 'na gotowe'.
Muszę od tego zacząć, bo inaczej nie sposób. Campingów widzieliśmy już sporo, mniej lub bardziej udanych. Sanitariaty na tym konkretnym zasługują na szczerą pochwałę. Naprawdę. Wszystko czyste, jasne, zadbane, pachnące... Super!
Jest też osobna toaleta dla niepełnosprawnych, wyposażona dodatkowo w przewijak dla dzieci. Niestety, była zamknięta na klucz, co osobiście uważam za nienajlepsze rozwiązanie, przecież żaden (tak mi się przy najmniej wydaje) rodzic jak ma przebrać dziecko nie będzie najpierw szedł do recepcji po klucz... Ja bynajmniej nie chodziłam. Jak już ktoś jedzie z małym dzieckiem na camping, to i bez przewijaka sobie poradzi. Natomiast jak już przewiak jest, to niech dostęp do niego będzie swobodny.
Luksusy jednak na sanitariatach się kończą. Reszta pomieszczeń tj. świetlica z tv, recepcja i kuchnia polowa jest w o wiele gorszym standardzie, ale - co ważne - są.
Jasiek najbardziej cieszył się z placu zabaw. Brykał co sił, jak króliczek z reklamy baterii. Nasz namiot był dla niego jump parkiem - skakał po materacu, rzucał się na ściany namiotu i odbijał się jak wańka-wstańka. Śmiechu i krzyku co nie miara. I jeśli ktoś z Was, rodzice, mówi, że chętnie pojedzie na camping, ALE dopiero jak dzieci podrosną, to naprawdę namawiam do zmiany decyzji. Dzieciaki będą się czuły jak ryby w wodzie. Wiem, co piszę :)
Na plaży - jako że na kąpiel w wodzie było za zimno - Jaśko pływał w piasku. Chciał też nurkować, ale co za dużo to niezdrowo i niedobrzy rodzice zepsuli całą zabawę...
Rodzice cieszyli się szczęściem dziecka, potem cieszyli się sobą, jak już synek poszedł spać. Pogaduchy przed namiotem o zmroku, szukanie Gwiazdy Polarnej, wsłuchiwanie się w odgłos sowy (kiedy ostatni raz słyszeliście prawdziwe 'u-huuu'?)...
W Sobieszewie tym razem byliśmy tylko na jedną noc. Taki krótki wypad, sposób na tzw. micro-adventure. Akcja - regeneracja! Ekwipunek też mieliśmy skromniejszy niż zwykle, bez obrusików i ozdobników. Ale było pięknie. Chcieliśmy spontanicznie skorzystać z ładnej pogody i chwili wolnego czasu. No i wyszło. Polecamy!