Felieton

dodane przez: Marta

Data dodania: 12.07.2018

Dla pedantów wyjazd na camping jest wyzwaniem. Bez dwóch zdań. Ograniczona przestrzeń prędzej czy później grozi bałaganem. Sztuka to nie dać się zwariować. Twórczy chaos jeszcze nikomu nie zaszkodził.

Kredki w szkolnym piórniku zawsze miałam naostrzone i poukładane według tylko sobie znanej metodologii. Przyprawy w kuchni mam w pojemniku poukładane alfabetycznie, a koszule wiszą w garderobie posortowane kolorami. Taka jestem. Nie chcę tego zmieniać, bo dobrze mi z tym. Łukasz nauczył się z tym żyć, choć nie raz drwi z moich pedantycznych zboczeń.


Na campingu pedanci nie mają łatwego życia. Szczególnie ci w namiocie. W kamperze czy przyczepie są szafki, półki i schowki, które pomagają zapanować nad całym dobytkiem. No dobra – może nie całym, a prawie całym, a to w znacznej mierze ułatwia życie. Nie oszukujmy się - w dwóch kieszeniach w namiotowej sypialni za dużo się nie schowa. Choćby nogą upychać, to i tak zmieści się tam tyle co nic.


Są dwa rozwiązania. Pierwsze: niech dzieje się co chce. Drugie: podejmujesz próbę zapanowania nad swoim otoczeniem. Ja zawsze ambitnie zaczynam od drugiego podejścia, a zrezygnowana kończę na pierwszym. Niestety. Prób miałam już kilka – kupowałam organizery, wiszące półki, pojemniki, kosze… Organizowałam strefy, zaadoptowałam auto jako szafę. Wszystko to działa do pewnego czasu – średnio przez pierwsze 4-5 dni. Potem to już sól jest w skarpetkach, szczotka pod poduszką, a lampka w lodówce (?). No i wtedy się zaczyna…


- „Kochanie, widziałaś gdzieś korkociąg?”

- Taaa… Na pewno! Po 10 minutach: "Masz? Znalazłaś?".

- „Już prawie”.

- „Jak to ‘prawie’? Albo znalazłaś albo nie.” – dodaje błyskotliwie Łukasz.

- „Przeszukałam już 90% namiotu i go nie znalazłam, więc pewnie zaraz go znajdę. Można powiedzieć, że w sumie to już prawie jest znaleziony. Daj mi chwilę” – dodaję równie błyskotliwie w tonie gdzieś na granicy irytacji, ironii i realnej chęci pomocy osobie, która trzyma w ręce wino, a cały czas nie może się go napić.

 

Z praktycznego punktu widzenia uważam, że są dwie zależności:

1. Im większy namiot, tym większy… bałagan.  Zdyscyplinowana osoba zorganizuje sobie przestrzeń w klasycznym igloo. Roztargnione dusze nawet w przestronnej jak lotnisko ‘siódemce’ po kilku dniach nie będą wiedziały gdzie co jest.


2. Im więcej dzieci, tym większy…. bałagan. Tutaj żadnej puenty nie będzie. Młodzi rodzice wiedzą o czym piszę. Najlepszym rozwiązaniem jest kochanie dzieci wprost proporcjonalnie do bałaganu, który robią – szczególnie na wakacjach, szczególnie na campingu.


No i tak po każdym urlopie zastanawiam się jak to jest możliwe, że na wakacjach moja tolerancja do bałaganu jest o wiele większa niż na co dzień. Jak to jest możliwe, że brudne skarpetki zwinięte w kulkę podnoszą mi w domu ciśnienie, a pod namiotem wcale mnie nie drażnią? Wakacyjny freestyle zmienia człowieka. W końcu czasami jest dobrze móc być tą mniej perfekcyjną wersją siebie.

 

 

Spodobał Ci się ten artykuł?
Podziel się nim ze znajomymi w mediach społecznościowych!

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.

Camping to nie tylko namiot czy przyczepa. To już dawno nie śpiwór i menażka. Camping to wolność, bliskość natury i aktywny styl życia. Camping to życiowa ciekawość, to otwartość na ludzi i świat, to gotowość na przygody. Hello life! Hello Camping! Welcome to our world!

Koncept narodził się w naszych głowach ©, a technologicznie obsługuje Empressia

Polub nasz fanpage